22 lipca 2011

Szanowny Panie Karpowicz!

Wlasnie przeczytalem Pana ksiazke, te najnowsza. Zreszta jedyna, jaka znam. Kupilem ja zachecony recenzjami no i nominacja do Nike. A poza tym zblizaly sie wakacje i to jedyny ostatnio moment (z wiekiem czas plynie szybciej, czego Pan jeszcze nie doswiadcza tak jak ja) na czytanie grubych ksiazek. Poza tym wzialem ze soba "Biala Marie" i "Niebo w kaluzach". Dziwny zestaw, jak sie nad tym zastanowic.

Zna Pan to uczucie braku, kiedy ksiazka sie konczy (nie kazda, rzecz jasna, nawet bardzo nie kazda)? "Szkoda, ze to juz koniec" - wzdycham, a czasem wrecz jecze wtedy. No wiec po skonczeniu "Balladyn" jeknalem.

A nie zapowiadalo sie - poczatek jest jak w polskiej wspolczesnej powiesci wzglednie mlodego autora (dlatego rzadko ich czytam). Dopero znikanie kawy i zelazek zaczelo zapowiadac cos odjechanego. No i odjechales Pan! Gdyby nie to, ze po mistrzowsku nad swoim odjazdem Pan panuje, ze to odjazd calkowicie kontrolowany, to bym sie zastanawial, co Pan bral? Zreszta - kto tam Pana wie.

Jestem takim czytelnikem, ktory co prawda czyta sporo, ale dosc szybko zapomina przeczytana tresc. Czasem to nawet dobrze. Po ksiazkach pozostaja mi wrazenia. Po tej ksiazce zostanie mi wrazenie przyjemnosci czytania, obcowania z inteligentnym autorem, wspomnienie glosnego smiechu podczas lektury (zwykle dotyczyl on postaci Jezusa) oraz idea inflacji bogow.

I po tym wszystkim, jak juz wroce z wakacji all inclusive w taniej bulgarskiej wersji dla LMC, bede sie czul zmuszony do zakupienia kolejnej/poprzedniej Pana ksiazki. I niechby byla w polowie tak dobra jak "Balladyny".

Umberto Eco o kościele

Taki cytat mi sie dziś przypomniał: Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatnie...