17 lipca 2007

Linux

Jakoś tak mi sie od wczoraj porobiło, ze z umiarkowanego zwolennika Linuxa staje się zwolennikiem mocno sceptycznym. I rozumiem już jego przeciwników.

Stawiałem wczoraj serwer linuksowy, kontroler domeny dla stacji na Windowsach. I już niby wszystko było O.K., dodawałem właśnie kolejne maszyny do domeny, kiedy nagle ni z tego ni z owego serwer odmówił posłuszeństwa - mogłem sie zalogować tylko ja, zwykli userzy albo w ogóle sie nie logowali, bo „serwer domeny nie jest dostępny”, albo nie mieli dostępu do swojego folderu macierzystego. To oczywiście się jakoś da wytłumaczyć, pewnie rozsypały sie uprawnienia itd., ale mniej chodzi tu o sprawność techniczną Linuxa, a bardziej o jego intuicyjną obsługę i support.

Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy stawiałem serwer na w2k, nie miałem o tym zielonego pojęcia. Udało mi sie to jednak zrobić od ręki w ciągu jednego dnia. Oczywiście konfiguracja pozostawiała wiele do życzenia, ale działało! A kiedy czegoś nie wiedziałem, to w większości przypadków wystarczał systemowy help. W Ubuntu nie wystarczył, a wsparcie ze strony społeczności jest rozproszone i niepełne. Nie mówiąc o tym, że na rynku nie ma podręcznika do bieżącej wersji Samby!

Oczywiście można mówić, że zabrakło mi umiejętności, wykształcenia itd., ale tego wszystkiego jeszcze bardziej mi brakowało te kilka lat temu. Można się zżymać, że „intuicyjność” dla użytkownika Windows oznacza tyle, żeby wszystko było tak samo jak w okienkach, ale czy się to komuś podoba, czy nie Windowsy są standardem i punktem odniesienia dla większości użytkowników.

Efekt wczorajszej czternastogodzinnej pracy był taki, że podpiąłem z powrotem stary serwer windowsowy. I nabrałem ochoty na wypróbowanie Longhorna.

Brak komentarzy:

Umberto Eco o kościele

Taki cytat mi sie dziś przypomniał: Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatnie...