19 kwietnia 2008

Rocznica powstania w getcie

W 1988 r. babcia wysłała mnie na Bazar Różyckiego po zakupy. W Warszawie mieszkałem od niedawna, na Pradze nigdy nie byłem, a bazar znałem tylko ze słyszenia, toteż na Targowej wszedłem do zegarmistrza, by zapytać o drogę. A tam przy stole zawalonym zegarkami i narzędziami siedział stary człowiek podobny do Włodzimierza Boruńskiego i czytał Fołks Sztyme. To był pierwszy Żyd, jakiego widziałem na oczy.

Do tego czasu Żydzi byli dla mnie kimś abstrakcyjnym - czasem babcia coś opowiadała, na część miasta za Rylką mówiło się żydowskie miasto, a na nowowybudowane osiedle kirkut. Poza tym Lalka (serial), anegdoty Horacego Safrina i tyle. Tyle w wieku dwudziestu lat wiedziałem o ludziach, którzy nie tak dawno stanowili dużą część ludności Polski.

Nie wiem, kiedy się dowiedziałem o powstaniu w getcie. Pewnie później. Zresztą w ogóle przez długi czas II wojna to była dla mnie sprawa Niemców i Polaków. Od początku jednak było ono dla mnie jakoś ważniejsze emocjonalnie (choć to jednak złe słowo) od warszawskiego.

Kiedy czytam Marka Edelmana, to co on mówi o powstaniu w getcie, to myślę, że lektura ta powinna być obowiązkowa dla wszystkich Polaków. Choć pewnie nie brakłoby takich, którzy mówiliby, że Żydzi sobie na swój los zasłużyli.

Nie pamiętam kto powiedział, że przekonanie o bogactwie Żydów bierze się stąd, że Żydzi płacą za wszystko.

Umberto Eco o kościele

Taki cytat mi sie dziś przypomniał: Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatnie...