27 sierpnia 2006

Supermarket bohaterów radzieckich

Właśnie czytam. Sposób pisania Jachyma Topola jakiś czas temu bardzo by mi odpowiadał, teraz czytam bez zachwytu, choć nie bez przyjemności (z Siostrą było podobnie). Jeśli czymś się zachwycać, to trafnością obserwacji i pamięcią do szczegółów, co w zestawieniu z ilością wypitego przez autora alkoholu jest godne podziwu. ;-)

Przyjemność przy czytaniu Supermarketu... wzmacnia to, że znam, lubię i dobrze się czuje w miejscach, o których Topol pisze.

W każdym razie wzmógł się mój apetyt na Nocną pracę. Trzeba kupić, bo nie ma od kogo pożyczyć...

Bejrut

Sąsiad z Blogspota ;-) www.mazenkerblog.blogspot.com Porażające momentami.

Swoją drogą chciałem coś napisać na temat tej wojny, ale jestem bezradny. Kiedy słucham racji obu stron - izraelskiej i libańskiej, to dochodzę do wniosku, że nic z tego nie zrozumiem i nie potrafię poprzeć żadnej ze stron! Żydzi zbyt chętnie wysyłają swoje rakiety i samoloty, zbyt łatwo godzą się ze stratami wśród ludności cywilnej przeciwnika. Ale z drugiej strony to ich naród jest narażony w każdej chwili na ataki terrorystów islamskich, więc jakoś mają prawo się bronić...

25 sierpnia 2006

Cmentarz żydowski w Bochni

Zwiedzając cmentarze wojenne z I Wojny Światowej, miałem okazję być na Cmentarzu Żydowskim w Bochni. Cmentarz jak umarłe miasto. Umarłe miasto, miasto umarłych. To miejskie skojarzenie tym bardziej uzasadnione, że macewy sprawiają wrażenie starych domów.
Cmentarz jest zamknięty (słusznie, zważywszy na stan drugiego zabytkowego bocheńskiego cmentarza) i klucze od jego bramy ma mieszkający w pobliżu pan Leon Gawąd. Pan Leon opiekuje się cmentarzem, jak sam mówi, odkąd żyje. Trawa wykoszona i zagrabiona, cały teren posprzątany, w miejscu wielu dawnych, granitowych nagrobków rozbitych przez Niemców osadzone symboliczne, betonowe macewy. Ich wykonanie sfinansował jeden z żydów bocheńskich, mieszkający w Stanach Zjednoczonych.
I tylko pan Leon coraz starszy - już od dawna nie kosi sam trawy, tylko musi najmować pracowników.

23 sierpnia 2006

Wina, niewinność, odpowiedzialność

W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" dobry artykuł Józefa Dajczgewanda i Bogumiły Tyszkiewicz nt. wystawy "Wymuszone drogi. Ucieczka i wypędzenie w Europie XX wieku". Piszą m.in.:
[...]można odnieść wrażenie, że Niemcy pokonały od epoki Adenauera drogę od wypuszczania byłych esesmanów z więzień i argumentacji przeciw zbiorowej odpowiedzialności do wystaw o wypędzonych oraz argumentacji o zbiorowej niewinności tamtej generacji.Oraz nowej, kolektywnej utopii niewinnych, europejskich ofiar jako części tożsamości europejskiej. Czy wypędzeni Eriki Steinbach byli niewinni? Nie.
I dalej:
Kategoria winy zbiorowej jest tak samo niechrześcijańska jak kategoria zbiorowej niewinności. Zarówno odpowiedzialność, jak i niewinność, to stany, które mogą być przypisane wyłącznie indywidualnej osobie.
I tu mi trochę brak konsekwencji. Bo z jednej strony wina Niemców ewidentna i powszechna, ale wypędzenie było przecież karą zbiorową! I dotknęło także niewinnych, choćby dzieci.
Wypędzonym należy się współczucie, a nie mówienie, by swego cierpienia nie pokazywali, bo myśmy przez nich cierpieli jeszcze bardziej. I dlatego nie uważam, żeby nie można było pokazywać wystawy takiej jak ta berlińska. To co mnie w niej razi, to intencje nadania losowi wypędzonych paneuropejskiego znaczenia.

Umberto Eco o kościele

Taki cytat mi sie dziś przypomniał: Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatnie...