13 lipca 2008

Druga książka, którą czytałem na Węgrzech...

...to Bóg nie jest wielki. Hitchens wykonał kawał roboty pokazując zgubny wpływ religii na świat. Nie ograniczył się na szczęście do chrześcijaństwa (choć jemu poświęcił najwięcej miejsca), ale równo przejechał się po innych wielkich religiach.

Kiedyś w rozmowie zacytowałem Kisiela, że Polska nie wyszła najlepiej na macierzyńskiej opiece Matki Bożej, na co usłyszałem, że nie wiadomo jakby Polska wyglądała bez tej opieki. Podobne pytanie towarzyszyło mi podczas lektury całej książki. Czy gdyby nie religia (potrzeba religijności), to losy świata potoczyły się by się zupełnie inaczej? Czy religijność jest nieodłączną potrzebą ludzi? Czy jest uwarunkowana ewolucyjnie, czy też skłania nas ku niej tylko strach przed śmiercią (a może jedno i drugie)?

Hitchens na te pytania odpowiada jednoznacznie, operując na płaszczyźnie faktograficznej. Bardziej jednak interesujące są odpowiedzi na poziomie filozoficzno-naukowym.

Najsłabsze momenty książki to te, w których autor (były trockista) nawołuje do nowego oświecenia i do zwlaczania religii. Ależ zapewne ono przyjdzie, nie spowoduje jednak (tak samo zresztą jak i to stare) upadku religii. Jeśli o mnie idzie, to wystarczy mi upadek fanatyzmów wszelkiej maści - także tych spod znaku ateizmu. Lepiej otaczać się ludźmi dobrymi i mądrymi, niezależnie od źródła ich systemu wartości.

Brak komentarzy:

Umberto Eco o kościele

Taki cytat mi sie dziś przypomniał: Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatnie...