12 września 2009

Krytyka

Wczorajszy artykuł Tadeusza Sobolewskiego o Tarantino (Duży Format) przypomniał mi, że już dawno miałem pisać na temat krytyków filmowych. Wszyscy oni mieszczą się między Zygmuntem Kałużyńskim, Zdzisławem Pietrasikiem a Sobolewskim właśnie. I żaden nie zbliża się do nich nawet na krok. Kałużyńskiego uwielbiam za dwie rzeczy - nazwanie jednego z naszych wspaniałych reżyserów Zanudzi (ciekawe, czy ktoś wie, którego ;-)) oraz recenzję z filmu Wielka draka w chińskiej dzielnicy, w której napisał, że ubawił się w kinie jak dzika świnia. Wyraził w ten sposób to co sam czułem po wyjściu z kina - myślenie wyłączone, był tylko czysty fun.

Tadeusz Sobolewski pisze z kolei tak, że czasem nie wiadomo, czy film mu się podobał, czy nie. Mnóstwo w jego tekstach erudycyjnych odwołań - to taki intelektualizm w czystej postaci. Czasem zabawny, jak choćby w tym artykule o Tarantino - tu bliższe mojej estetyce byłoby pisanie w stylu ZK. W większości jednak przypadków TS doskonale sens i nastrój filmu.

Zdzisław Pietrasik z kolei łączy te dwa sposoby patrzenia na kino oscylując między "podobał mi się ten film" a "to dobry film, bo nawiązuje do bla, bla, bla". A czyni to na tyle naturalnie i bez intelektualnego zadęcia, że da się go czytać z przyjemnością. No podobnie jak ZK i TS zna się na kinie.


Niestety, większość pozostałych znanych mi krytyków to albo sprawozdawcy ("widziałem film, działo się w nim to i to"), albo pseudointelektualiści-krytykanci, którym rzadko który film się podoba.

Brak komentarzy:

Umberto Eco o kościele

Taki cytat mi sie dziś przypomniał: Cywilizacja nie osiągnie doskonałości, póki ostatni kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatnie...